Kliknij tutaj --> 🎊 gdy w kościele róż tysiące tekst

2. Przychodzimy z różą w dłoni – pieśń 3. Modlitwa w sprawach najtrudniejszych 4. Litania do św. Rity 5. Uproś mi, św. Rito 6. Gdy w kościele róż tysiące – pieśń 7. Koronka do św. Rity 8. Nowenna do św. Rity (modlitwy na każdy dzień 9- dniowej nowenny) 9. O św. Rito, przemożna pani – pieśń. Wykonawcy: Łaski cud grace to grace hillsong cover modlitwa wstawiennicza kapłana o uzdrowienie i uwolnienie.mp4 Kocham Polskę: Anna Przybylska. Cztery lata temu tysiące białych róż zalały Gdynię Cztery lata po pogrzebie Anny Przybylskiej ludziom wciąż ciężko uwierzyć w to, że już jej wśród nas niema. Bez wątpienia stała się “królową ludzkich serc”. W sieci pojawiła się nawet mapa, jak trafić na miejsce jej spoczynku. ritĄ w przypadkach 174 万 views, 8,497 likes, 6,408 loves, 1.4 万 comments, 2,963 shares, Facebook Watch Videos from TeoBańkologia: MODLITWA LIVE ZE ŚW. RITĄ W PRZYPADKACH BEZNADZIEJNYCH Dołącz w każdym momencie Zamach w Dallas 22 listopada 1963 r. zainspirował dziesiątki teorii spiskowych. Ś mierć zaledwie 46-letniego prezydenta do dziś budzi ogromne emocje. Tylko 19 proc. Amerykanów zaakceptowało Site De Rencontre Serieux Totalement Gratuit. ZELATOR październik 2016 8 Do pobrania: docx ♦ pdf VII pielgrzymka Żywego Różańca W Roku Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia zelatorzy i członkowie Żywego Różańca Archidiecezji Krakowskiej przeżywali swoją VII pielgrzymkę. Miała ona miejsce w sobotę, 24 września 2016 roku. Wzięło w niej udział ponad 2 tysiące osób z ponad 60 parafii. Pielgrzymi zgromadzili się najpierw w sanktuarium św. Jana Pawła II na Białych Morzach. Tam usłyszeli informację o powstającym filmie na temat różańca zatytułowanym „Wielka Zmiana”. Zostali również wprowadzeni w symbolikę mozaik, które wypełniają kościół. Ta część pielgrzymki zakończyła się modlitwą do św. Jana Pawła II. Po tym wprowadzeniu rozpoczęła się procesja różańcowa. Miała ona inny niż zwykle charakter, gdyż jej tematyka skupiona była wokół jednej tajemnicy, mianowicie zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie. Taka forma modlitwy, pozwalająca na dłuższe zatrzymanie się przy jednej tajemnicy, jest specyfiką Żywego Różańca. Członkowie tej wspólnoty rozważają jedną tajemnicę przez cały miesiąc. W bazylice Miłosierdzia Bożego diecezjalnym moderator Żywego Różańca wygłosił konferencję na temat rozwoju tej wspólnoty. Ukazał trzy kierunki rozwoju. Najpierw ten wewnętrzny, wyrażający się w nieustannym pogłębianiu życia modlitwy i dążeniu do świętości. Pomocą na tej drodze są kolejne zeszyty „Różańcowego szlaku”, niedawno ogłoszony „Ceremoniał Żywego Różańca”, a także dni skupienia zelatorów. Drugi kierunek rozwoju to powstawanie nowych wspólnot Żywego Różańca, w tym również grup dziecięcych i młodzieżowych. W pielgrzymce uczestniczyły również dzieci należące do parafialnych grup Żywego Różańca. Wreszcie trzeci kierunek rozwoju to zaangażowanie apostolskie. Oprócz wspierania misji, także poprzez akcję „Żywy Różaniec dla misji”, wspólnoty Żywego Różańca zostały poproszone, aby przyczyniały się do rozwoju nabożeństwa pierwszych sobót w sposób zgodny z życzeniem Matki Bożej, wyrażonym w Fatimie. O godz. celebrowana była Eucharystia z udziałem ponad 30 kapłanów. Była ona uwieńczeniem wszystkich przeżyć. Uczestniczyły w niej również grupy z innych diecezji, które w tym czasie nawiedzały sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Eucharystii przewodniczył biskup Jan Zając. On także wygłosił słowo przybliżające pielgrzymom tajemnice Bożego Miłosierdzia. Tekst homilii znajduje się poniżej. Po zakończeniu Mszy Świętej miała miejsce krótka adoracja Najświętszego. Modlitwy w czasie tej adoracji prowadziły dzieci należącego do dziecięcych kół różańcowych. Jerycho Różańcowe W ostatnich latach rozwinęła się forma modlitwy nazywana „Jerychem Modlitewnym” lub „Jerychem Różańcowym”. Nawiązuje ona do biblijnego wydarzenia, w którym Bóg poleca Jozuemu przez siedem dni okrążać Jerycho z Arką Pana. Gdy to uczynili mury rozpadły się i Izraelici mogli zdobyć miasto (Joz 6,1-20). Różne formy siedmiodniowej modlitwy Dziś siedmiodniową modlitwę podejmują parafie, rejony i różne wspólnoty. Najczęściej jest to modlitwa przed wystawionym Najświętszym Sakramentem, ale istnieją również takie formy „Jerycha różańcowego”, w których osoby modlą się w wybranych przez siebie godzinach w miejscu, które jest dla nich możliwe. Może to być własne mieszkanie, kościół lub też sala, w której spotyka się kilka osób i modlą się wspólnie. W roku 2015, na początku nowego roku liturgicznego, przed rozpoczęciem Nadzwyczajnego Jubileuszu Miłosierdzia, odbywało się Jerycho modlitewne w sanktuarium św. Jana Pawła II. Zaangażowały się w nie wspólnoty niemal z całej diecezji. Podejmowały kolejno czuwanie modlitewne. Zainspirowani tym pięknym doświadczeniem Rada Żywego Różańca Archidiecezji Krakowskiej proponuje, aby także w tym roku przeżyć w tym czasie Jerycho różańcowe, jednoczące w modlitwie róże różańcowe z całej archidiecezji oraz wszystkich chętnych. Szczególne intencje modlitwy Intencji modlitwy nie brakuje i każdy może dołączyć prośbę, która jest dla niego ważna. Pragniemy jednak wyróżnić dwie intencje. Pierwsza związana jest z rozpoczynającym się rokiem liturgicznym. Każdy dzień roku jest dla nas czasem łaski. W kolejnych okresach liturgicznych przeżywamy, podobnie jak w różańcu, tajemnice zbawienia, dokonanego przez Jezusa Chrystusa. Naszą wspólną troską jest głębokie przeżywanie wszystkiego, co czynił Jezus i jednoczenie się z Nim w Jego działaniu. W nadchodzącym roku będziemy przeżywać 100-lecie objawień Matki Bożej w Fatimie. Druga intencja modlitwy związana jest ze szczególnym wydarzeniem, jakie dokona się w sobotę, 19 listopada w sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. Zgromadzą się tam biskupi, kapłani i wierni świeccy z całej Polski, by dokonać Jubileuszowego Aktu Przyjęcia Chrystusa jako Króla i Pana. W komentarzu do tego wydarzenia czytamy: „Jubileuszowy Akt Przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana nie jest zwieńczeniem, lecz początkiem dzieła intronizacji Jezusa Chrystusa w Polsce i w narodzie polskim. Przed nami wielkie i ważne zadanie. Jego realizacja zakłada szerokie otwarcie drzwi Jezusowi, oddanie Mu swego życia, przyjęcie tego, co nam oferuje i dzielenie się Nim z innymi”. Będziemy się modlić, aby akt wiary i miłości, który dokona się w Łagiewnikach i który będzie powtórzony w każdej parafii w uroczystość Jezusa Chrystusa, Króla Wszechświata, został wprowadzony w nasze życie. Organizacja Jerycha Różańcowego Jerycho Różańcowe rozpocznie się w sobotę, 26 listopada, przed pierwszą Niedzielą Adwentu, o godz. i zakończy się w następną sobotę, 3 grudnia, o godz. Zachęcamy, aby rozpoczęło się ono w rodzinach, w domowym Kościele. Niech o godz. członkowie rodziny zbiorą się na modlitwie, by rozpocząć nowy roku liturgiczny. Będzie to równocześnie rozpoczęcie Jerycha. Połączy nas modlitwa różańcowa. Wszyscy, którzy są gotowi kontynuować tę modlitwę w wybranej godzinie pierwszego tygodnia Adwentu, proszeni są o wpisanie się na listę w swojej parafii (jeśli taka lista będzie wystawiona przy wejściu do kościoła) lub u swego zelatora. Można się zgłaszać indywidualnie lub w grupach (np. jedna róża wybiera określoną godzinę i jej członkowie wtedy się modlą). Można też przesłać swoje zgłoszenie bezpośrednio do centrali poprzez pocztę elektroniczną na adres Żywego Różańca Archidiecezji Krakowskiej ( Jeśli parafia lub róża prowadzi zapisy chętnych to prosimy, aby te zgłoszenia również przesłać do centrali. Można się modlić w wybranej godzinie w domu, w kościele lub innym miejscu. Wzór zapisów na stronie internetowej jest podany poniżej. Data Godzina Imię i nazwisko lub wspólnota (sobota) 20:00 – 21:00 21:00 – 22:00 22:00 – 23:00 23:00 – 24:00 (niedziela) 0:00 – 1:00 1:00 – 2:00 2:00 – 3:00 ………. Zakończenie Jerycha nastąpi 3 grudnia. Jest to pierwsza sobota, a więc dzień, w którym wiele wspólnot Żywego Różańca gromadzi się na nabożeństwo pierwszosobotnie, co sprawia, że ostatni dzień Jerycha, będzie wypełniony szczególną modlitwą. Takie nabożeństwo jest również przeżywane w sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Łagiewnikach. O godz. Eucharystia, a po niej wystawienie Najświętszego Sakramentu i różaniec. Będziemy się modlić do godz. i będzie to wspólne zakończenie siedmiodniowej modlitwy. ROZDZIAŁ SZÓSTY JAKO SIĘ WIODŁO KRÓLEWSKIEJ LATOROŚLI KSIĄŻĄTKU LULEJCE NA DWORZE KRÓLA WALOROZY. Czas nam przejść teraz do księcia Lulejki, jeszcze w kolebce ograbionego z przynależnego mu dziedzictwa przez niegodziwego stryja. Pacholę to, jak wiecie już z poprzednich rozdziałów, wzrastało w najzupełniejszej bezmyślności i wzorując się na otoczeniu, nie myślało o niczem, tylko o urządzaniu uczt i polowań, krygowaniu się przed lustrem, ujeżdżaniu ognistych rumaków i rozrzucaniu garściami pieniędzy. Lulejka był zbyt dobroduszny i lekkomyślny, by czuć żal do stryja za pozbawienie go korony, tronu i berła. Od książki uciekał jak djabeł od święconej wody, dzięki czemu przydany mu ochmistrz mógł przez dwadzieścia cztery godziny na dobę oddawać się swemu ulubionemu zajęciu, słodkiej drzemce. Za to Wielkiemu kanclerzowi, baronowi Filistrozie, z roku na rok przeciągała się mina, bo książę Lulejka wzbraniał się zgłębiać tajniki prawodawstwa paflagońskiego, które traktował z równem lekceważeniem, jak matematykę i nauki klasyczne. Nie wszyscy profesorowie jednak uskarżali się na brak pilności Lulejki. Wielki koniuszy nadworny nie miał dość słów pochwalnych dla odwagi i zręczności, z jaką Lulejka dosiadał i ujeżdżał najdziksze rumaki, beletmistrz dworski zaliczał go do najlepszych swoich uczni, Jego Ekscelencja Szambelan ogłaszał najpochlebniejsze raporty o postępach, czynionych przez księcia w trudnym kunszcie gry bilardowej, najwyższe uznanie miał dla Lujejki także Radca Dworu, Nadinspektor placów tenisowych. Gdybyśmy tak jeszcze zapytali o zdanie kapitana gwardji królewskiej, dzielnego fechmistrza Zerwiłebskiego, dowiedzielibyśmy się z pewnością, że od śmierci straszliwego generała Kotłumbaja, dowódcy wojsk Krymtatarji, któremu rapier kapitana przeszył pierś na wylot, jeden Lulejka dotrzymywał placu kapitanowi. — „Tęgi byłby król z niego! jakiem Zerwiłebski!” — mruczał kapitan pod sumiastym wąsem i marsowe oblicze jego chmurzyło się, gdy przybywszy z raportem na dwór królewski, dojrzał smukłą, zgrabną postać księcia Lulejki, gnuśniejącego w bezczynnem życiu dworskiem i trawiącego długie godziny na prawieniu komplementów księżniczce Angelice. I teraz, jak widzicie, siedzą obok siebie na ławce ogrodowej, a nawet Lulejka ujął dłoń Angeliki i tkliwemi ją okrywa pocałunkami, na co księżniczka łaskawie przyzwalać raczy. Królowa, której nie możecie zobaczyć, bo zasłania ją gęsty krzew, spogląda na nich pobłażliwie. Nie było dla niej tajemnicą, że Lulejka świata poza Angeliką nie widzi, i z radością oddałaby mu swoją jedynaczkę za żonę. Czy małżeństwo z Lulejką było także marzeniem księżniczki? Któż odgadnie, co chowa serce kobiety? To pewne, że lubiła go szczerze, bo Lulejka był bardzo pięknym i serdecznie dobrym, tylko... tylko, że księżniczka miała tak wygórowane mniemanie o swojem wykształceniu, że zwykła traktować Lulejkę jak nieuka, którego słów słucha się z uprzejmem lekceważeniem. Nieraz, kiedy późnym wieczorem błądzili po parku, albo wsparci o balustradę balkonu, wsłuchiwali się w melodyjne rechotanie żab, zdarzało się, że rozmarzona księżniczka szepnęła, podniósłszy wzrok ku niebu: — „O, jest już Wielka Niedźwiedzica”. A Lulejka, zamiast naprowadzić rozmowę na wyniki ostatnich badań nad ciałami niebieskiemi, odpowiadał śpiesznie: — „Niedźwiedzica? nie lękaj się, słodka moja Angeliko, choćby rozjuszonych tysiąc niedźwiedzic cię napadło, wszystkie położę trupem, zanim dotkną jednego włoska na twojej głowie”. — „Ach, mój poczciwy Lulejko! — wzdychała księżniczka — całe szczęście, że proch już wymyślony, bo tybyś go z pewnością nie wymyślił”. To samo było przy zrywaniu kwiatów, to samo przy chwytaniu motyli. Lulejka nie wahałby się skoczyć w przepaść najgłębszą i wspiąć na najdzikszy szczyt górski, byle zasłużyć na uśmiech Angeliki, ale o astronomji, botanice i zoologji wiedział właśnie tyle, co ja z przeproszeniem o algebrze. To też Angelika lekceważyła go tem bardziej, że jak większość ludzi, miała, według mojego zdania, zbyt wygórowane wyobrażenie o głębiach własnej swej wiedzy. W braku innych wielbicieli jednak, każdemu jej skinieniu posłusznych, chętnie przyjmowała hołdy, składane jej przez kuzyna. Król Walorozo odznaczał się bardzo delikatnym żołądkiem, a bardzo dobrym apetytem. Szczególniej, odkąd nastał na dworze królewskim niezrównany kucharz Rondelino, król zaczął objadać się tak sumiennie i tak często zapadać na zdrowiu, że przyboczny lekarz Jego Królewskiej Mości nie rokował mu długiego żywota. Na samą myśl o możliwym zgonie Jego Królewskiej Mości ciarki przebiegały po skórze chytrego ministra, markiza Mrukiozo i podstępnej ochmistrzyni dworu, hrabiny Gburyi-Furyi. W razie małżeństwa księżniczki Angeliki z Lulejką, ster rządów przeszedłby w ręce młodego księcia, a wtedy odpokutowaliby oboje za tysiąc intryg, uchybień i przykrości, których książę doznawał z ich przyczyny na każdym kroku. Jednem skinieniem palca pozbawiłby ich zaszczytnych urzędów i wypędził ze dworu na cztery wiatry. A możeby zażądał zwrotu kosztowności: pereł, tabakierek, pierścieni i zegarków, należących ongiś do nieboszczki królowej jego matki, które chciwa ochmistrzyni przywłaszczyła sobie po jej śmierci. Zapewne pociągnąłby także do odpowiedzialności Jego Ekscelencję ministra markiza Mrukiozo za skradzionych: dwieście siedemnaście tysięcy miljonów dziewięćset siedemdziesiąt ośm kroć sto tysięcy trzysta dwadzieścia dziewięć dukatów, trzynaście złotych i sześćdziesiąt sześć groszy, które zmarły król Seriozo przekazał w spuściźnie Lulejce. Często się zdarza, że ludzie najzawzięciej nienawidzą tych, którym najwięcej wyrządzili krzywdy, Tak było i w tym wypadku. Mrukiozo i Gburya-Furya wysilali całą pomysłowość w celu obniżenia biednego Lulejki w oczach królewskiej pary, Angeliki i całego dworu. Rozgłaszali więc, że królewicz jest skończonym głupcem, który nawet imienia swego nie umie napisać ortograficznie i podpisuje się „Lólejka”, a imię Angeliki pisze małą literą, że włóczy się po stajniach z podpitymi parobkami, że drzemie w kościele, że długów ma więcej niż włosów na głowie, że zgrywa się w karty z królewskimi paziami i wiele innych jeszcze plotek, bądź zupełnie kłamliwych, bądź przesadzających niemożliwie drobne błędy i uchybienia księcia. Nie przeczę, że książę Lulejka nie był bez winy, ale wszakżeż i królowa grywała w karty i król drzemał w kościele i objadał się aż do niestrawności. A jeżeli nawet książę Lulejka miał jakieś zaległe rachuneczki u Dostawcy Dworu Cukiernika, czy u nadwornego krawca, to któż temu był winien, jeżeli nie Mrukiozo, który skradł Lulejce dwieście siedemnaście tysięcy miljonów dziewięćset siedemdziesiąt ośm kroć sto tysięcy czterysta dwadzieścia dziewięć dukatów, trzynaście złotych i sześćdziesiąt sześć groszy, a teraz wypominał mu każdego dukata? Mojem zdaniem powinienby taki Mrukiozo siedzieć cicho jak mysz w dziurze i nie wtrącać się w sprawy księcia, któremu już przecież dość wyrządził złego. Potwarze i oszczerstwa w niedługim czasie zrobiły swoje. Księżniczka zaczęła spoglądać na Lulejkę niechętnem okiem, na każdym kroku dawała mu do zrozumienia, że nie jest godzien rozwiązać rzemyka u jej stópek, wyśmiewała jego nieuctwo, a na wszystkich balach dworskich i przyjęciach traktowała go tak pogardliwie, że nieszczęsny Lulejka rozchorował się wkońcu ze zmartwienia. Choroba bratanka była Jego Królewskiej Mości bardzo na rękę, bo, jak wiemy, król z tychże samych powodów co Mrukiozo i Gburya-Furya nienawidził Lulejki. Co do królowej, to można było do niej łatwo zastosować przysłowie: „Kto z oczu, ten i z myśli”. Jejmość Pani Walorozo troszczyła się tylko, żeby jej nie zabrakło partnerów do codziennej partyjki winta i gości na wieczornej „familijnej” herbatce. Reszta mało ją obchodziła. Zausznicy dworscy, których już wolę nie nazywać po imieniu, byliby najchętniej wyprawili księcia Lulejkę na tamten świat; to też nie wiem czy z ich namowy, czy z własnego przekonania Jego Eksc. Lekarz Nadworny, Pigulini, zaczął królewiczowi puszczać krew tak często i karmić go tak okropnemi miksturami, że wkońcu biedny Lulejka wysechł jak szczapa i długie miesiące przeleżał w łóżku, z którego nie mógł powstać o własnych siłach. Życie na królewskim dworze biegło tymczasem zwykłym trybem, tylko poczet dworaków paflagońskich powiększył się w czasie choroby księcia Lulejki o jednego jeszcze członka. Był nim sławny Lorenzo Gwazdrani, nadworny malarz sąsiedniego króla Krymtatarji. Wszyscy zachwyceni byli jego obrazami, bo na portretach, malowanych jego ręką, nawet Ochmistrzyni Dworu, Gburya-Furya, wyglądała młodo i wdzięcznie, a oblicze ministra Mrukiozy tchnęło dobroduszną słodyczą. — „Lorenzo trochę pochlebia” — odezwał się raz ktoś ze śmielszych znawców. — „Pochlebia? — oburzyła się księżniczka, do której uszu doszła ta uwaga — otóż bynajmniej nie pochlebia, bo ja, która jestem wyższa ponad wszelkie pochlebstwa, jestem stokroć jeszcze piękniejszą, niż na obrazie mistrza. Nie mogę jednak ścierpieć, żeby o tak genjalnym artyście wyrażano się ujemnie i poproszę kochanego papy, żeby go pasował na rycerza i nadał mu Order Złotego Ogórka pierwszej klasy” (z uwolnieniem od taksy). Nikt po takiem oświadczeniu księżniczki nie śmiał już słówka pisnąć o protegowanym przez nią malarzu, a księżniczka posunęła do tego stopnia zachwyt swój dla jego dzieł, że łaskawie raczyła wziąć u Lorenza Gwazdraniego kilka lekcyj rysunków i malowania. Napróżno dworacy krzyczeli głośno, że księżniczka jest genjuszem zbyt wielkim, by ktokolwiek mógł ją nauczyć czegoś więcej, niż umie sama z Bożej łaski, księżniczka postawiła na swojem i pod okiem mistrza Lorenza stwarzała (naturalnie w jego pracowni) wspaniałe arcydzieła, których część reprodukowano w „kalendarzu dworskim”, a inne rozkupiono po bajecznych cenach, na dobroczynnej wystawie gwiazdkowej. Wszystkie obrazy opatrzone były własnoręcznym podpisem księżniczki. Czy malowane były własnoręcznie, ośmieliłbym się powątpiewać. Mam mocne podejrzenie, że wyszły one z pod pędzla Lorenza, który nie bez ubocznej myśli zaskarbiał sobie łaski Angeliki. Podczas jednej z poufnych lekcyj Lorenzo pokazał księżniczce mały portrecik, przedstawiający młodzieńca niepospolitej urody o szafirowych oczach, tchnących szlachetną dumą i głęboką melancholją. — Kto to jest ten rycerz, czcigodny mistrzu? — zapytała Angelika, której na widok portreciku, serce zabiło gwałtownie. — Jak żyję, nie widziałam tak pięknego mężczyzny — jęknęła z zachwytu chytra Gburya-Furya. — Portret ten — odpowiedział malarz — wyobraża mego dostojnego władcę i pana, pierworodnego syna Jego Królewskiej Mości Padelli I-go, Wielkiego Mistrza Orderu Brylantowej Dyni, Wielkiego księcia księstwa Akrobatonji, Kara-Fara-Muryi i następcy tronu Krymtatarji, królewicza Bulby. Jeżeli Jej Książęca Mość zechce łaskawie rzucić okiem na jego męską pierś, dojrzy niechybnie wymalowaną na niej przeze mnie gwiazdę Orderu Brylantowego Dyni, który Jego Wysokość Król Padella najmiłościwiej na piersi delfina własnoręcznie przypiąć raczył w nagrodę zwycięstwa, odniesionego przez księcia Bulbę nad królem Ludożerji, którego wraz z 248 olbrzymami własną ręką trupem położył. Dzięki jego waleczności, nieprzyjaciele nasi poddać się musieli, choć długa i zacięta walka w wojsku naszem duże zadała straty. — Jakiż wielkoduszny wojownik! — myślała Angelika — wydaje się tak młodym, a dokonał tylu bohaterskich czynów. Z jakimże wyrazem spogląda na mnie z tego portretu! Ah, czemuż nie było mi danem poznać go i... — Królewicz Bulbo jest nietylko dzielnym, ale i wykształconym niepospolicie, księżniczko — ciągnął dalej malarz. — Włada wszystkiemi językami świata, śpiewa bosko, gra na wszystkich instrumentach i komponuje opery. Ostatni jego utwór był grany tysiąc razy z rzędu w królewskim nadwornym teatrze, a atrakcją największą sztuki był balet, w którym autor produkował się osobiście. Jak czarująco wyglądał, racz z tego wnioskować, księżniczko, że kuzynka jego, najmłodsza córka króla Cyrkazji, ujrzawszy go na deskach scenicznych, rozkochała się w nim do szaleństwa i w kilka tygodni po przedstawieniu, umarła. — Czemuż książę Bulbo nie poślubił tej biednej księżniczki? — westchnęła niespokojnie Angelika. — Wiązało ich nazbyt bliskie pokrewieństwo, księżniczko, kościół byłby się sprzeciwił ich związkowi. Książę jednak nie pragnął jej pojąć za żonę, dawno bowiem już — tu Lorenzo zniżył głos tajemniczo — pan mój oddał swe królewskie serce dziewicy godniejszej... i piękniejszej! — Jej imię? — zapytała zmieszana Angelika. — Nie mam prawa odsłaniać imienia wybranej serca mego władcy i pana — odrzekł malarz. — Może jednak mógłbyś mi powiedzieć bodaj pierwsze litery jej imienia i nazwiska — wykrztusiła z żalem księżniczka. — Tego nie mogę odmówić Jej Wysokości — odparł malarz. — Czyżby jej imię zaczynało się na literę Z? Lorenzo zapewnił, ze nie na Z. Angelika po kolei wymieniała Y, X, W, aż przeszli wstecz, całe abecadło. Malarz ciągle potrząsał głową przecząco. Kiedy księżniczka drżącym głosem wypowiedziała D i nie zgadła, twarz jej powlokła się rumieńcem radości. Po literze C musiała oprzeć się o fotel z nadmiaru wzruszenia. Przy B osłabła do reszty. — Gburciu-Furciu, podaj mi sole trzeźwiące — szepnęła, opadając bezsilnie na fotel i podtrzymywana ramieniem ochmistrzyni, spytała zamierającym głosem: — mistrzu, czyżby to było A? — Odgadłaś, księżniczko! — wykrzyknął chytrze malarz. — Imię tej, którą pan mój uwielbia do szaleństwa, zaczyna się na A. A teraz pozwól, że pokażę ci jej portret. To rzekłszy, Lorenzo ustawił na sztalugach obraz w złotych ramach, starannie okryty płótnem. I pociągnąwszy Angelikę ku sztalugom, szybkim ruchem zerwał zeń zasłonę. O radości niebiańska! Z ram złoconych zwierciadła wyjrzało ku Angelice odbicie jej własnego oblicza. Tekst Pieśni: Gdybym języków miał tysiące 1. Gdybym języków miał tysiąceI ust tysiącem śpiewać mógłCo czuje serce miłująceGdy mnie swą łaską darzy BógTo bym żar uczuć ujął w śpiewPłynących do niebieskich stref 2. O Jezu drogi jak Cię chwalićZa Boskie miłosierdzie TweŻeś chciał mej nędzy się użalićI łaskę Swoją darzysz mnieNie jest mi straszny żaden wrógGdy ja u Twoich klęczę nóg 3. O niechże dotrą moje pieniaAż tam gdzie złote słońce lśniNiech się w radosny śpiew przemieniaUczucie które w sercu tkwiNiechajże każde tchnienie meJak hołd dziękczynny w niebo mknie 4. Przyjmij tę moją pieśń z padołuI udziel mi pociechy swejGdy Cię z Twym ludem dziś pospołuWielbią to sercu bywa lżejNiech śpiewa ze mną cały światI dobroć Twoją wielbi rad Pieśń pochodzi ze śpiewnika Kościoła Adwentystów Dnia SiódmegoWykonuje ją Pan Jarosław Woźniak prowadzący autorski program na youtube, gdzie publikuje pieśni, modlitwy i rozważania biblijne. Zapraszam do działu:Pieśni Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego Dziękuję, że jesteś z nami, jeśli podoba Ci się to co robimy, wesprzyj nas, zobacz również nasz kanał na Youtube i kliknij subskrybuj. Zobacz również listę pieśni i modlitw, a także przyjrzyj się bliżej Świętym i Błogosławionym. Tworzenie treści i filmów wymaga środków finansowych. Rozwój strony www i kanału youtube – to nasze główne wydatki. Nasze plany są bardzo bogate, a ich realizacja stanie się możliwa jedynie dzięki uzyskaniu stabilnego źródła finansowania. Nie dostajemy pieniędzy - działamy dzięki wsparciu naszych czytelników, dzięki Tobie. Ku Świętości Redakcja O. Jacek Salij OP Potęga modlitwy różańcowej Treść: Parę słów na temat prehistorii różańca Matka Boża Zwycięska Męczennicy różańcowi Próba uchwycenia samej istoty modlitwy różańcowej *** Parę słów na temat prehistorii różańca Zwyczaj powtarzania tych samych krótkich formuł jest powszechnym zjawiskiem religijnym. Znany w jest w tradycji łacińskiej Kościoła, wystarczy wspomnieć nasze liczne litanie, albo chociażby Psalm 136 z jego powtarzającym się refrenem “Bo Jego łaska na wieki”. Nie mniej znany jest w Kościołach wschodnich. Sznury z paciorkami do liczenia powtarzanych formuł modlitewnych lub medytacyjnych znane są również w różnych religiach niechrześcijańskich, np. w hinduizmie, buddyzmie, islamie1. Natomiast pierwsze zapisane chrześcijańskie świadectwo wielokrotnego powtarzania tych samych modlitw zawdzięczamy znanemu historykowi Kościoła, Sozomenowi. Dotyczy ono sławnego patriarchy życia pustelniczego, Pawła z Teb (228-341): “Ciągle się modlił, codziennie trzysta modlitw składając Bogu w ofierze, jakby się uiszczał z jakiejś daniny. Aby się zaś niepostrzeżenie nie pomylić w rachubie, trzysta kamyków wrzucał w zanadrze, i po każdej modlitwie jeden kamyk wyrzucał. Kiedy wyrzucił ostatni kamyk, znaczyło to, że liczba modlitw równa się pełnej liczbie kamyków”2. Z kolei zapewne pierwsze świadectwo wielokrotnego odmawiania Zdrowaś Mario znajduje się w żywocie Ildefonsa, biskupa Toledo (+667)3. Sam jednak zwyczaj modlenia się słowami Archanioła Gabriela jest wcześniejszy, początek wziął z liturgii, o czym świadczą najstarsze księgi liturgiczne4. Dość długo dokonywało się przyłączanie imienia Jezus do Pozdrowienia Anielskiego. Rainer Scherschel łączy to z zapoczątkowanym przez św. Anzelma z Canterbury nabożeństwem do Imienia Jezus5. Papież Urban IV (1261-1264) udzielił 30 dni odpustu za dołączenie do Pozdrowienia Anielskiego imienia Jezus. Proces dołączania imienia Jezus do Zdrowaś Mario przebiegał zapewne powoli, skoro jeszcze kilka razy papieże popierali odpustami ten dodatek – Jan XXII (1316-1334) oraz Innocenty VIII w swojej bulli Splendor paternae gloriae z 26 lutego 14916. Jeśli idzie o drugą część Zdrowaś Mario, została ona umieszczona w brewiarzu rzymskim dopiero na polecenie Piusa V (1566-1572).7 Co najmniej dwa poważne argumenty wskazują na szczególną rolę św. Dominika (+1221) w dziejach różańca. Po pierwsze, wielki propagator różańca, bł. Alan de la Roche (1428-1475) wielokrotnie i z naciskiem podkreślał, że pierwszym krzewicielem różańca maryjnego był właśnie św. Dominik8 - bardzo możliwe, że Alan jest wyrazicielem żywej wtedy tradycji, wyrastającej z rzeczywistych faktów z życia św. Dominika. Po wtóre, zachowało się kilka obrazów z XIV wieku (w kościele w Muret znajduje się nawet taki obraz z XIII wieku), przedstawiających św. Dominika, otrzymującego różaniec z rąk Matki Bożej. Pochodzenie różańca od św. Dominika zakwestionował w roku 1903 H. Holzapfel9. Praktycznie jednak udowodnił on tylko to, że założyciel Dominikanów prawdopodobnie nie łączył jeszcze odmawiania pacierzy różańcowych z medytacją tajemnic wiary. Zwolennik tezy Holzapfela, R. Scherschel – biorąc pod uwagę zastanawiająco wczesne pojawienie się motywu różańcowego w tradycji ikonograficznej św. Dominika – proponuje tezę pośrednią: “Chociaż różaniec nie pochodzi od św. Dominika, to jednak, w naszej perspektywie historycznej ewolucji tej modlitwy, niemało miejsca poświęcić trzeba jego osobie w uznaniu, że przyczynił się do jej rozwoju, dowartościowania i rozpowszechnienia przez to, iż sam odmawiał i popierał odmawianie pięćdziesiątki względnie psalterium, czyli poniekąd swoich czasów. Właśnie to i tylko to zaświadczają stare malowidła z XIII czy XIV wieku, na których Dominik otrzymuje z rąk Matki Bożej różaniec, czyli sznur do liczenia Zdrowaś Maryjo”10. Od kiedy odmawianie pacierzy różańcowych zaczęto łączyć z medytacją nad istotnymi tajemnicami wiary? Czołowi badacze historii różańca skłonni są źródeł tej błogosławionej innowacji szukać w klasztorze kartuzów w Trewirze, gdzie na początku wieku XV zaczęto do Zdrowaś Mario dodawać tzw. klauzule. Zatem dwaj kartuzi z tego klasztoru – Adolf z Essen, a zwłaszcza Dominik z Prus – byliby założycielami różańca we współczesnym słowa znaczeniu, mianowicie oni pierwsi, jak się wydaje, połączyli odmawianie pacierzy z medytacją tajemnic wiary11. Warto zwrócić uwagę na to – byłby to bardzo wczesny precedens dla zaproponowanych przez Jana Pawła II “tajemnic Światła” – że wśród pięćdziesięciu klauzul różańcowych, jakie opracował Dominik z Prus, aż osiem dotyczy działalności publicznej Pana Jezusa: “Którego Jan ochrzcił w Jordanie i wskazał Go jako Baranka Bożego”, “Który przez czterdzieści dni pościł na pustyni, a szatan kusił Go tam po trzykroć”, “Który zebrawszy uczniów głosił światu królestwo niebieskie”, “Który przywracał wzrok ślepym, oczyszczał trędowatych, leczył chromych i uwalniał wszystkich dręczonych przez diabła”, “Którego stopy Maria Magdalena oblała łzami, wytarła włosami, całowała i namaściła olejkiem”, “Który wskrzesił martwego od czterech dni Łazarza, a także innych zmarłych”, “Który w Niedzielę Palmową siedząc na oślęciu przyjęty został przez lud z wielką chwał”, “Który na ostatniej swej wieczerzy ustanowił czcigodny sakrament swego ciała i krwi”12. Natomiast pierwszy poświęcony różańcowi dokument papieski to wydana 30 maja 1478 bulla Pastoris aeterni Sykstusa IV, zatwierdzająca bractwo różańcowe przy kościele Dominikanów w Kolonii. Członkowie tego bractwa – pisze papież – “zwykli odmawiać w ciągu trzech dni każdego tygodnia piętnaście razy Modlitwę Pańską i sto pięćdziesiąt razy Pozdrowienie Anielskie na cześć Najświętszej Maryi Panny, a modlitwy te i pozdrowienia nazywają różańcem. Również poza Kolonią, w innych miastach i miejscowościach bardzo wielu wiernych obojga płci należy do tego bractwa”13. Warto wiedzieć, że cytowany tu już dwukrotnie, wydany w roku 1891 na zlecenie generała Dominikanów, Józefa Marię Larroca, zbiór papieskich dokumentów różańcowych14 zawiera 219 różnych bulli i dekretów zatwierdzających lub promujących bractwa różańcowe oraz inne formy pobożności różańcowej, przyznających odpusty, zachęcających do odmawiania różańca, itp. Jeśli do tego dodać 238 poświęconych różańcowi dokumentów wydanych przez różne urzędy Stolicy Apostolskiej, zbiór ten – liczący sobie 457 dokumentów! – przedstawia się rzeczywiście imponująco. Dlatego zaś dokumentów tych jest aż tak wiele, gdyż przeważnie skierowane są one do jakichś partykularnych bractw lub kościołów. Trudno wątpić, że tak jednoznaczne poparcie Stolicy Apostolskiej dla modlitwy różańcowej przyczyniło się ogromnie do jej popularności w Kościele. Dokumenty Stolicy Apostolskiej nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że przez całe stulecia podstawowym narzędziem krzewienia tej formy modlitwy były bractwa różańcowe. One organizowały różańcowe nabożeństwa i procesje, niekiedy miały własne kaplice w kościołach, zwłaszcza dominikańskich, często fundowały dla kościołów obraz Matki Bożej Różańcowej, przynależność do bractwa zwiększała możliwości uzyskania odpustów. Przez całe wieki zwyczajnym obowiązkiem członków bractwa było odmówienie w ciągu każdego tygodnia całego różańca. Matka Boża Zwycięska Pierwszym wielkim papieżem różańcowym był św. Pius V. W wydanej 17 września 1569 konstytucji apostolskiej Consueverunt Romani Pontifices zaleca on różaniec jako szczególnie skuteczną modlitwę błagalną w czasie zagrożeń i utrapień, niewątpliwie mając na myśli ówczesne rozdarcie chrześcijaństwa po wystąpieniu Marcina Lutra oraz narastające wtedy zagrożenie ze strony Turków, którzy nie ukrywali, że następnym ich celem po zdobyciu Konstantynopola jest zdobycie Rzymu. “Biskupi rzymscy oraz inni święci ojcowie, nasi poprzednicy – że przytoczę pierwsze zdanie wspomnianej konstytucji – ilekroć trapiły ich wojny cielesne bądź duchowe, albo kiedy zagrażały im inne niebezpieczeństwa, mieli zwyczaj z tym większym pokojem i żarliwością służyć i oddawać się Bogu, aby tym łatwiej uniknąć zagrożeń i uzyskać bezpieczeństwo. Błagali o Bożą pomoc, swoimi prośbami i litaniami wzywali wstawiennictwa Świętych, i wraz z Dawidem wznosili oczy ku górom, mając niezachwianą nadzieję, że stamtąd przyjdzie im pomoc”15. Papież wspomniał ponadto w tym dokumencie, że powtarzając “stosownie do liczby Psalmów Dawida sto pięćdziesiąt Pozdrowień Anielskich, z Modlitwą Pańską przy każdej dziesiątce, medytuje się, czci i rozmyśla o całym życiu Pana naszego Jezusa Chrystusa”16. Przesadą byłoby jednak twierdzić, a twierdzenie takie można spotkać w niektórych książkach poświęconych historii różańca, jakoby dopiero w konstytucji apostolskiej Consueverunt Romani Pontifices ustalona została ostateczna forma tej modlitwy. Wydaje się, że duszpasterskie znaczenie tej konstytucji polega przede wszystkim na podkreśleniu wielkiej skuteczności różańca. Rzecz jasna, kiedy wkrótce potem niebezpieczeństwo tureckie zaczęło coraz bardziej narastać, różaniec stał się szczególnie ważną modlitwą o ocalenie, przełomowe zaś – dwa lata później, 7 października 1571 - zwycięstwo nad znacznie liczniejszą flotą turecką pod Lepanto zaczęło być przypisywane potędze modlitwy różańcowej. Żywe odtąd, również dzisiaj, przeświadczenie, że różaniec jest modlitwą szczególnie skuteczną, stało się nieustannym źródłem jego popularności w Kościele. Odnotujmy jeszcze, że szczególnym owocem zwycięstwa pod Lepanto, który wiele przyczyniał się do popularności modlitwy różańcowej, było ustanowione przez następcę Piusa V, Grzegorza XIII, dekretem z 1 kwietnia 1573 święto Matki Bożej Różańcowej. Papież nakazał obchodzić je – wyraźnie zaznaczając, że jest to podziękowanie Bogu za ocalenie od niebezpieczeństwa tureckiego – w każdą pierwszą niedzielę października17. W każdym katolickim kościele głoszone było dzięki temu świętu rok rocznie kazanie zachęcające do odmawiania różańca, w wielu zaś kościołach ważną formą popularyzacji tej modlitwy były urządzane z okazji tego święta procesje różańcowe18. W wiekach następnych, kilka inicjatyw oddolnych oraz dwie wielkie inicjatywy papieskie wciąż na nowo odświeżały i pogłębiały w Kościele pobożność różańcową. Najpierw wymieńmy założony za pontyfikatu Urbana VIII (1623-1644) przez dominikanów włoskich, Petroniusza Martini oraz Tymoteusza Ricci, tzw. “różaniec wieczny”19. Jego idea polegała na tym, żeby Matka Najświętsza była czczona nieustanną modlitwą różańcową i w tym celu 8760 godzin, jakie składają się na jeden rok, rozdzielano między tyluż ludzi. Do inicjatywy, niegdyś ogromnie popularnej zwłaszcza we Włoszech i w Hiszpanii, przyłączył się sam papież Urban VIII, któremu przypadła ostatnia godzina przed północą każdego 22 maja. Ustalona przez inicjatorów “różańca wiecznego” zasada, że każda z 8760 godzin powinna być obsadzona przez innego modlącego się istotnie utrudniała rozwój tej inicjatywy, toteż – w połowie XIX wieku, za sprawą Augustyna Charbon – zrezygnowano z cyklu całorocznego na rzecz cyklu comiesięcznego. Bez porównania większą popularność uzyskał założony w Lyonie przez Paulinę Marię Jaricot w roku 1826 i po dziś dzień popularny “żywy różaniec”, polegający na organizowaniu się w piętnastoosobowe grupy, zwane “różami”, zobowiązujące się do codziennego odmawiania jednej dziesiątki różańca, tak żeby wszyscy razem – ponieważ każdy z członków “róży” medytuje inną tajemnicę – odmówili cały różaniec. Rzecz jasna, po wprowadzeniu przez Jana Pawła II “tajemnic Światła” róże powinny być teraz dwudziestoosobowe. W wieku XIX Kościół miał drugiego po św. Piusie V papieża, który okazał się wielkim promotorem różańca. Był nim Leon XIII (1878-1903), autor wydanej 1 września 1883 encykliki Supremi apostolatus, w której zalecił całemu Kościołowi codzienne nabożeństwa różańcowe przez cały miesiąc październik. Papież ten wydał później jeszcze kilkanaście następnych encyklik różańcowych20. Jeśli pamiętać o tym, że wówczas nie odprawiano Mszy świętych wieczorem, łatwo domyślić się, że ten sposób zachęcania do modlitwy różańcowej okazał się wyjątkowo skuteczny, tak że od czasów Leona XIII różaniec stał się w Kościele naprawdę modlitwą powszechnie znaną. Odnotujmy różańcową działalność rozpoczętą za pontyfikatu Leona XIII i pod jego wpływem wielkiego charyzmatyka świeckiego, bł. Bartolo Longo (1841-1926), budowniczego bazyliki w Nowej Pompei, który propagował ideę, że modlitwa różańcowa powinna owocować czynami życia chrześcijańskiego, a zwłaszcza miłosierdziem wobec ubogich21. Do tego dodajmy różańcowy charakter najważniejszych objawień maryjnych. W roku 1858 Matka Najświętsza kilkanaście razy objawia się małej Bernadecie Soubiroux, zawsze z różańcem w ręku. Różańcowy charakter objawień w Fatimie w roku 1917 jest tak znany, że nie trzeba o tym przypominać. Również w Gietrzwałdzie w roku 1877 Matka Najświętsza przekazała wizjonerkom swoje życzenie, żeby ludzie codziennie odmawiali różaniec. Rzecz jasna, wszystkie te wydarzenia pomogły wielu ludziom odkryć znaczenie, piękno i moc modlitwy różańcowej. W wieku XX zwłaszcza dwie oddolne inicjatywy różańcowe zasługują na odnotowanie i pamięć. Najpierw, podjęta przez ojca Patryka Peytona na początku II wojny światowej Krucjata Różańca Rodzinnego, którego główna idea sprowadzała się do tego, że poszczególne rodziny zobowiązywały się odmawiać codziennie przynajmniej jedną dziesiątkę różańca. W Polsce, szczególnie zasłużonymi promotorami tej krucjaty byli, od roku 1958, dwaj dominikanie, Szymon Niezgoda (1932-2002) i Reginald Wiśniowski ( którzy przeprowadzili setki różańcowych rekolekcji, w wyniku których setki tysięcy rodzin podjęły się codziennie odmawiać różaniec. Na szczególną pamięć zasługuje ponadto krucjata różańcowa o wolność ojczyzny, zainicjowana w roku 1948 przez dawnego niewierzącego, który po swoim nawróceniu został franciszkaninem, ojca Piotra Pawliczka. Około siedemset tysięcy ludzi zobowiązało się wtedy codziennie odmawiać różaniec. Po siedmiu latach modlitwy krucjata została uwieńczona spektakularnym zwycięstwem: 13 maja 1955, a więc dokładnie w rocznicę objawień fatimskich, władze ZSRR – bez żadnego politycznego powodu – podjęły decyzję wycofania swych wojsk z Austrii. W czasach komunizmu był to jedyny przypadek dobrowolnego wycofania się Sowietów z okupowanego przez nich kraju. Męczennicy różańcowi Szczególnym potwierdzeniem znaczenia modlitwy różańcowej są ci uprzywilejowani świadkowie wiary, których śmierć męczeńską spodobało się Opatrzności Bożej powiązać z różańcem. Zacznijmy od pierwszego wyniesionego do chwały ołtarzy Cygana, bł. Zefiryna Gimenez Malla, skazanego na śmierć w okolicznościach następujących. Kiedy czerwona Hiszpania szalała nienawiścią do wszystkiego co katolickie, Zefiryn ujął się za prowadzonym na rozstrzelanie młodym księdzem – było to w Barbastro pod koniec czerwca 1936 r. Rzecz jasna, tyle tylko osiągnął, że sam został aresztowany. “Gdy jeszcze znaleziono w jego kieszeni różaniec, jego los był przesądzony. Jeden z milicjantów, który znał Zefiryna jako dobrego człowieka, próbował go ratować, prosząc o dyskretne oddanie różańca w jego ręce. Zefiryn pozostał jednak wierny swoim przekonaniom. Odważnie wyznał wiarę, godząc się na więzienie i śmierć. W więzieniu modlił się na różańcu i pocieszał innych ”22. Skazany na śmierć, został rozstrzelany 2 sierpnia 1936 roku, beatyfikowany przez Jana Pawła II 4 maja 1997 roku. Dwóch jednoznacznych bohaterów różańca znajduje się w grupie 108 męczenników z czasów II wojny światowej, beatyfikowanych 13 czerwca 1999 r. Pierwszy z nich, ks. Władysław Demski z Inowrocławia, został z powodu różańca zatłuczony na śmierć 26 maja 1940 roku w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen. A było to tak: Kiedy przypadkowo wypadł mu z kieszeni różaniec, esesmani kazali mu go podeptać. Kiedy ks. Władysław odmówił, Niemiec rzucił różaniec w błoto i kazał go księdzu pocałować. Ksiądz ukląkł i odszukał wargami krzyżyk różańca, co wywołało wściekłość strażników. Pobili go na śmierć i jeszcze próbowali się bawić nad ciałem męczennika23. Z kolei w Oświęcimiu, 4 lipca 1942 roku, poniósł śmierć inny męczennik różańcowy, ks. Józef Kowalski, salezjanin. Za odmowę podeptania różańca został pobity i przeniesiony do obozowej kompanii karnej. Kiedy kazano mu wejść na beczkę i wygłosić kazanie, ksiądz Józef “spokojnym głosem odmówił Ojcze nasz, Pod Twoją obronę i Witaj Królowo. Kapo Karl Langenhagen zepchnął go z beczki i skopał niemiłosiernie. Ksiądz Józef wrócił do baraku i modlił się, przeczuwając najgorsze. Po jakimś czasie zjawił się kapo Józef Mitas i zabrał go ze sobą. Ksiądz Kowalski oddał koledze ostatnią kromkę chleba i poprosił, żeby pomodlić się za niego i prześladowców. Został zmasakrowany i utopiony w beczce z fekaliami”24. Czuje się coś szatańskiego w nienawiści, jaką u różnych osobistych nieprzyjaciół Boga i Kościoła budził różaniec. Sądzę, że nie jest czymś nieracjonalnym domyślać się, że nienawiść ta jest odgłosem wściekłości szatana z powodu szczególnej potęgi modlitwy różańcowej. Szczególnie wiele prześladowań z powodu różańca zaznali katolicy w czasach sowieckich. “Z obsesyjną wręcz nienawiścią – że przytoczę słowa jednego z badaczy zagadnienia – prześladowano działalność Żywego Różańca”25. Tu Autor przywołuje świadectwo ks. Antoniego Chomickiego, który usłyszał kiedyś od oficera KGB, że Żywy Różaniec to coś gorszego niż bomba atomowa. Być może istotnym źródłem takiej nienawiści do Żywego Różańca była niemożność uwierzenia przez służbę bezpieczeństwa, że naprawdę jest to nabożeństwo czysto religijne. Oto fragment instrukcji “objaśniającej” lokalnych wyznaniowców, czym jest Żywy Różaniec: “Prawowierny katolik, żeby osiągnąć , musi codziennie odmówić 150 modlitw (70 razy , 60 razy , 20 razy , odliczając je na specjalnych paciorkach nazywanych różańcem. Ponieważ jednej osobie trudno przeczytać taką ilość modlitw, kościół zezwala przeczytać te modlitwy kolektywnie, zrzeszając grupy po 10 ludzi. Takie zebrania po 10 ludzi są prawdopodobnie praktykowane wśród katolików, przy czym w trakcie tych zebrań ich skład stabilizuje się. Zebrania te z reguły nie zawężają się tylko do odczytywania modlitw. Zmieniają się one w dyskusje dotyczące różnych, w tym też daleko niereligijnych tematów. w ten sposób zamienia się w działającą nieustannie zwartą grupę, dowodzoną przez tzw. ”26. Wiele faktów martyrologii różańcowej w ZSRR wydobył ks. Roman Dzwonkowski SAC. To on wydobył na światło dzienne męczeństwo inwalidki z Żytomierskiego, Janiny Jandulskiej, rozstrzelanej bez sądu za samo tylko zorganizowanie Żywej Róży. Chyba jeden tylko Pan Bóg wie, ilu męczenników zostało zamordowanych w Związku Sowieckim za swoje takie czy inne zaangażowanie w modlitwę różańcową. “Opowiadała mi – cytuję teraz ks. Dzwonkowskiego – p. Władysława Jaworska z parafii Sołobkowce, w rejonie jarmolińskim obwodu chmielnickiego, historię własnej rodziny, związaną ze sprawą Żywego Różańca. W roku 1938, gdy miała lat 7, został aresztowany jej ojciec. Uwięziono go z wieloma innymi Polakami w Płoskirowie. Udało mu się stamtąd przysłać żonie brudną koszulę, w której mankiecie ukrył karteczkę ze słowami: . Było ich w domu czworo. Napisał to, bo wiedział, że już nie wróci – i nie wrócił. Jak się później okazało, za worek pszenicy wydał wszystkich sąsiad, zresztą Polak”27. Jeszcze w latach siedemdziesiątych “zdarzało się na Ukrainie, że z konduktu pogrzebowego wyciągano mężczyznę, który odmawiał różaniec i karano wysokim ”. Na KGB księżom często zadawano pytanie o Żywy Różaniec i “tercjarów”28. Odnotujmy jeszcze świadectwo cierpienia za różaniec w polskich więzieniach stalinowskich. Jego autorem jest ks. Józef Sanak, więzień PRL w latach 1950-55, autor książki pt. Gorszy niż bandyta. Kapłan w stalinowskim więzieniu (Wyd. Platan 2001): “Bardzo niebezpieczną modlitwą był Różaniec. Różańce robiliśmy z kulek chleba. Gdy naczelnik więzienia znalazł przy kimś taki różaniec, natychmiast kazał mu go zjeść, nie licząc się z tym, że więzień po prostu mógł się udławić. My, starzy wyrafinowani więźniowie, wiedzieliśmy, gdzie i jak chować różańce, aby nie podpaść. Jeden Bóg wie, ile tych różańców chlebowych zmówiłem...”29. Nieznane u nas fakty z dziejów różańcowego męczeństwa w dalekiej Japonii odsłaniają nie opublikowane jeszcze badania Józefa Klimurczyka OP. Wielu spośród chrześcijan więzionych za wiarę, a następnie zamordowanych w Dniu Wielkiego Męczeństwa, 10 września 1622 roku, przekazało swoim bliskim różańce, jakie w oczekiwaniu na śmierć sporządzili w więzieniu. Te otrzymane od męczenników różańce były przechowywane jako drogocenna relikwia – i były później zarówno świadectwem oskarżenia w następnych prześladowaniach, jak źródłem mocy dla następnych męczenników. Owoce tych męczenników różańcowych – których imiona i liczbę zna jeden tylko Bóg – nieoczekiwanie objawiły się z górą dwa wieki później. Jak wiadomo, ostatnie prześladowania w Japonii – po których władze doszły do wniosku, że chrześcijan w tym kraju już nie ma – zakończyły się w roku 1637. Wtedy również zaczął się trwający aż do roku 1853 okres izolacji Japonii. Kilkanaście lat później, kiedy w Nagasaki francuscy misjonarze wybudowali kościół, zaczęli się do nich zgłaszać ukryci chrześcijanie, którzy przez prawie 250 lat bez księży i bez Eucharystii, a nawet bez Pisma Świętego, gruntownie odseparowani od Stolicy Apostolskiej i całego Kościoła, zdołali zachować – właśnie dzięki modlitwie różańcowej – wiarę katolicką. Ostatni misjonarze – jeszcze w pierwszej połowie XVII wieku – przekazali im trzy kryteria, po których będą mogli poznać tych głosicieli Ewangelii, którym powinni zaufać: będą oni czcić Maryję, uznawać Papieża i żyć w celibacie. Temat męczenników różańcowych tutaj tylko sygnalizuję. Już Tertulian zauważył, że sanguis Martyrum – semen Christianorum – krew męczenników jest posiewem chrześcijan. Analogicznie, krew męczenników różańcowych na pewno przyczynia się do rozszerzania się w Kościele umiłowania modlitwy różańcowej. Dlatego powinniśmy sobie wzajemnie więcej o faktach takiego męczeństwa opowiadać. Wielka szkoda na przykład, że u nas w Polsce praktycznie nic nie wiemy o naprawdę poruszających dziejach męczeństwa różańcowego Kościoła w Irlandii. Próba uchwycenia samej istoty modlitwy różańcowej Spróbujmy teraz opisać samą istotę tej modlitwy, tak jak wydestylowało ją doświadczenie wielu pokoleń wiernych, modlących się na różańcu. Otóż po pierwsze, jest to modlitwa paradoksalna. Zanosi się w niej bardzo wiele słów, ale jej niejako założeniem jest to, żeby nie mówić w niej do Boga ani jednego słowa, a w każdym razie ani jednego słowa tylko od siebie. Święte słowa Modlitwy Pańskiej i Pozdrowienia Anielskiego mają nas wyciszyć i stworzyć atmosferę sprzyjającą temu, żebyśmy mogli głęboko usłyszeć to, co sam Bóg ma nam do powiedzenia. Po drugie, podczas tej modlitwy staramy się wsłuchiwać w rzeczy najważniejsze, jakie kiedykolwiek Bóg powiedział ludziom. Chodzi o wsłuchiwanie się w to, co Bóg powiedział już nie tylko do mnie czy do ciebie, ale do całej ludzkości, do wszystkich jej pokoleń. W medytacji różańcowej staramy się wsłuchać w ten Boży Przekaz, który został nam podany już nie tylko w naczyniu ludzkich słów, ale w Słowie Jednorodzonym, przez Jego wcielenie, całą działalność mesjańską, zbawczą śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie. Modlitwa różańcowa na tym bowiem polega, że Zdrowaśki odmierzają czas i stanowią coś w rodzaju melodii duchowej, wyciszającej mój umysł i zmysły, natomiast samym centrum swojej duszy staram się wówczas otwierać na Syna Bożego, mojego Zbawcę, który przemawia do mnie już nie tylko swoją nauką, ale tym wszystkim, czego dokonał dla naszego zbawienia. Celem przecież medytacji różańcowej jest wchłanianie w siebie tych zbawczych wydarzeń. Jeśli pamiętać o tym, że Msza Święta jest więcej niż modlitwą (jest ona bowiem rzeczywistym — mocą Ducha Świętego dokonanym — uobecnieniem zbawczej Ofiary Chrystusa), to czy chrześcijanin może sobie wyobrazić modlitwę wspanialszą niż różaniec? Wspaniałość różańca na tym się jednak nie kończy. Jest on modlitwą maryjną. Polega to na tym, że modląc się na różańcu, staramy się dokonać rzeczy obiektywnie niemożliwej: próbujemy patrzeć na Tajemnice naszego zbawienia tak, jak widziała je i przeżywała Matka Boża, i na Jej wzór staramy się je przyjmować i nimi nasycać. Dorównanie Jej w miłowaniu Chrystusa przekracza oczywiście nasze możliwości. Ona była przecież całkowicie bezgrzeszna i pełna łaski, my zaś jesteśmy ułomni i jeśli nawet ufamy Bogu, to nie potrafimy zaufać Mu bez reszty. Jednak już to, że staramy się Jej dorównać — jeśli tylko rzeczywiście się staramy — ogromnie nas do Chrystusa przybliża. Na koniec powiedzmy o tym, co w modlitwie różańcowej najwspanialsze. Otóż jeśli już otworzyliśmy się na Chrystusa Pana, przemawiającego do nas tą Miłością, którą okazał nam w czasie swego widzialnego przyjścia do nas; jeśli już w otwieraniu się na tę Miłość staramy się jakoś dorównać Jego Matce — wolno nam dołączyć się do Chrystusa Pana, który się wstawia za nami u Przedwiecznego Ojca. Wstawia się właśnie swoim wcieleniem, i przebywaniem wśród ludzi, i ukrzyżowaniem i zmartwychwstaniem, które przenikają nas coraz więcej dzięki medytacji różańcowej. W ten sposób możemy zanosić do Boga Słowo, do jakiego sami z siebie nigdy nie bylibyśmy zdolni, Słowo zawsze skuteczne, mające moc doprowadzić nas do życia wiecznego. Jak więc widzimy, te zachwyty, które słychać w Kościele na temat różańca, mają głębokie uzasadnienie. Różaniec jest czymś więcej jeszcze niż mądrą i skuteczną techniką medytacyjną. Jest próbą wchłonięcia w siebie samej istoty Ewangelii. Jacek Salij OP Przypisy 1. Monografię poświęconą “różańcowi” w różnych religiach, napisał znany badacz religii Dalekiego Wschodu, W. Kirfel, Der Rosenkranz. Ursprung und Ausbreitung, 1949 brak Książkę tę streszczam w artykule: J. Salij, Wartości i braki modlitwy różańcowej, [W:] Chrześcijańska odpowiedź na pytanie człowieka, [red. Szczepan Jaroszewski], Poznań 1974 2. Hermiasz Sozomen, Historia Kościoła, 6,29; tłum. Stefan Kazikowski, Warszawa 1980 3. Rainer Scherschel, Różaniec modlitwa Jezusowa Zachodu, tłum. Edmund Misiołek, Poznań 1988 W tym rozdziale książki Scherschela podano wiele innych świadectw takiego modlitewnego powtarzania Zdrowaś Mario. 4. Por. Grzegorz Wielki, Liber antiphonarius (PL 78, tenże, Liber responsalis (PL 78, Benedictus canonicus, Ordo Romanus (PL 78,1026n); autor nieznany, Breviarium (PL 86, 213); autor nieznany, Sanctorale (PL 86,1292n). Do góry >> parę słów... 5. R. Scherschel, Tam również informacja o bulli Jana XXII na ten sam temat. 6. Acta Sanctae Sedis necnon Magistrorum et Capitulorum generalium Sacri Ordinis Praedicatorum pro Societate SS. Rosarii Confraternitatibus SS. Rosarii, sodalitiisque Rosarii Viventis et Rosarii Perpetui, Lugduni 1891 7. Por. Ludwik Fanfani, Różaniec Najśw. Panny Marii. Historia – ustawodawstwo – praktyki pobożne, tłum. Gundysław Junik, Lwów 1935 8. Teksty Alana opublikował w roku 1619 A. Coppenstein w książce pt. Alanus redivivus, Moguntiae 1624. Z książki tej przetłumaczyłem fragment pt. Różaniec św. Dominika, w: Legendy dominikańskie, opr. J. Salij, Poznań 2002 Z tekstu jasno wynika, że Alan nie żywi najmniejszej wątpliwości co do tego, iż już św. Dominik wiązał z odmawianiem różańcowych pacierzy myśl o podstawowych tajemnicach wiary chrześcijańskiej. 9. H. Holzapfel, St. Dominikus und der Rosenkranz, München 1903. 10. R. Scherschel, 11. Th. Esser, Beitrag zur Geschichte des Rosenkranzes. Die ersten Spuren von Betrachtungen beum Rosenkranz, Der Katholik (Mainz 1897) 77/II ( Adolf von Essen und seine Werke. Der Rosenkranz in der geschichtlichen Situation seiner Entstehung und in seinem Anliegen, Frankfurt/M 1972; Do góry >> parę słów... 12. 13. Acta Sanctae Sedis... pro Societate SS. Rosarii, 14. Przytoczmy tytuł tego zbioru bez skrótów: Acta Sanctae Sedis necnon Magistrorum et Capitulorum generalium Sacri Ordinis Praedicatorum pro Societate SS. Rosarii Confraternitatibus SS. Rosarii, sodalitiisque Rosarii Viventis et Rosarii Perpetui, volumen secundum (partes 1-5) Monumenta SS. Rosarii complectens, Lugduni 1891. Dokumenty papieży oraz różnych urzędów Stolicy Apostolskiej obejmują trzy pierwsze części tomu drugiego. 15. Acta Sanctae Sedis... pro Societate SS. Rosarii, Znamienne jest tutaj nawiązanie do Psalmu (121,1) – różaniec jest przecież pomyślany jako Psałterz Najświętszej Maryi Panny. 16. 17. Acta Sanctae Sedis... pro Societate SS. Rosarii, Odnotujmy, że już wcześniej papieże pozwalali na obchodzenie tego święta, np. Pius V – dekretem z 27 sierpnia 1570 – zatwierdza dla Messyny obchodzone tam już od dwudziestu lat to święto w oktawę Wielkanocy ( a dekretem z 5 marca 1572, zatem już po bitwie pod Lepanto, zatwierdza obchodzenie tego święta dla Martorell w każdą drugą niedzielę maja ( 18. Często wspomina się o nich w dokumentach Stolicy Apostolskiej, por. Acta Sanctae Sedis... pro Societate SS. Rosarii, 97. 198. 233. 364. 391. 408. 517; 608. 627n. 635. 680-684. 743. 747-749. 797. 801. 824n. 19. Por. L. Fanfani, 20. Leon XIII, Różaniec Marii. Encykliki papieskie, tłum. Konstanty M. Żukiewicz, Lwów 1935 21. Por. Zygmunt Podlejski, Sól ziemi i światłość świata. Święci i błogosławieni wyniesieni na ołtarze przez Jana Pawła II, t. 1 Kraków, Wydawnictwo Księży Sercanów, Do góry >> Matka Boża Zwycięska 22. Z. Podlejski, Nie udało mi się dotrzeć do biografii tego błogosławionego: Don Mario Riboldi, Prawdziwy Kalo, tłum. Edward Wesołek SJ, Mediolan 1994. 23. Z. Podlejski, 24. Z. Podlejski, 25. Włodzimierz Osadczy, Wierzyli wbrew nadziei. Z dziejów przetrwania Kościoła łacińskiego na Ukrainie radzieckiej w okresie powojennym, Ethos 2001 nr 53-54 26. Tamże. Świadectwo dość podobnego “pomieszania z poplątaniem” na temat różańca zapisał kapucyn, o. Hilary Marcin Wilk. Jeden z pięciu zarzutów, jaki postawiono autorowi brzmiał: “Organizowałem i popierałem kółka różańcowe. W języku rosyjskim różaniec utożsamiali z , to jest , czyli broń wojenna, narzędzie wojenne. Do tego dołączono pojęcie naszej eucharystycznej puszki ołtarzowej – jako wojennej, to jest armaty, którą przechowujemy w kościele” – H. M. Wilk, Ty nie zginiesz, Lublin 2001 27. Za wschodnią granicą. 1917-1993, z Romanem Dzwonkowskim rozmawia Jan Pałyga, Warszawa 1993 Być może wiele innych świadectw tego rodzaju znajduje się w (niestety, nieznanej mi) książce Mariana Jonkajtrysa, Różaniec Sybiracki, Biblioteka Sybiraka, 170. Do góry >> Męczennicy różańcowi 28. Dz. cyt., Tajemnicze świadectwo cierpienia za różaniec podaje w swoich wspomnieniach z Syberii prof. Barbara Skarga, świadectwo tym bardziej interesujące, że jego przekazicielka nie jest katoliczką. Opowieść tę Pani Skarga usłyszała bezpośrednio z ust jej bohatera, żołnierza sowieckiego walczącego z Finami, który stracił łączność ze swoim oddziałem i ukrywając się w ciągu dnia w jamie ze śniegu, nocami próbował odnaleźć swoich kolegów. “Gdy trzeciego dnia znalazł wykopaną przez samego siebie jamę i poznał własne ślady, zrozumiał, że nie ma dla niego ratunku. (...) Ogarnęła go rezygnacja, nie miał sił walczyć dalej. Oczy mu się kleiły, różne widzenia roiły się w głowie. I nagle dostrzegł dziwną jasność, coraz wyraźniejszą i coraz mocniejszą. Szła ku niemu, aż dojrzał niewiastę, która trzymała za rękę zastrzelonego fińskiego chłopca. Zaczął się trząść ze strachu. Ona zaś rzekła tylko: on ci przebaczył, i wskazała na chłopca. A potem kazała mu iść prosto i podała jakiś łańcuszek”. Wkrótce odnalazł swój oddział. “Łańcuszek nosił zawsze na szyi, nie rozstawał się z nim. Przez ten łańcuszek go aresztowano. Kazano mu zdjąć, odmówił. Jak to – perswadowano mu – ty że komsomolec i w głuposti wierisz? Nie odpowiadał. Chciano siłą zabrać. Nie pozwolił. Wsadzono go do aresztu. Wysiedział. Wyrzucono z partii za bigoterię. Zgodził się bez słowa. Wreszcie oddano pod wojskowy trybunał. Został oskarżony o sianie wrogiej religijnej propagandy i sprzeciwianie się władzy. Dostał dziesięć lat. Łańcuszek był zwykłym różańcem o nieudolnie wyciętych z drzewa ziarenkach z nieproporcjonalnie dużym krzyżykiem. Ktoś go w szpitalu nauczył, że trzeba trzymać ziarenko i modlić się. Żadnych modlitw nie znał, mówił więc tak od siebie, o tym, co go bolało” – Barbara Skarga, Po wyzwoleniu... 1944-1956, Poznań 1990 29. Pastores 2002 nr 15 Strona główna Tekst piosenki: Mały Książę i Róża Teskt oryginalny: zobacz tłumaczenie › Tłumaczenie: zobacz tekst oryginalny › Kiedyś nie wiadomo skąd,Ze wschodem słońca,Przybyłam spotkałam Cię,Stroiłam się,Dobierałam gdyGdy mnie tylko poznasz,Cały mi się oddał,Już wtedy potrzebowałam mnie ochronił,Bo tylko w Twojej dłoniZnaleźć mogłam ciepło, aby kwitnąć takDla CiebieI tylko Twoją pamiętam, że gdy tamtego dniaZbudziłam się,A obok byłeś TyWstydziłam się,Było głupio dziś sama nie rozumiem,Jak przez własną dumęMogłam Ciebie zranićI przepraszam za to, żeZa to, że kłamałam,Za to, że krzywdziłamI dziś już nie ważne, że kochałam,Że byłeś dla mnie wszystkim, w co odejdź już,Spokojnie zostaw mnie,Zostaw mnie samą,Bo na to i bądź szczęśliwy,Szczęśliwy bądź,Jak gdyby,Kiedyś coś złego działo sięTo wróć, będę za to wszystko,Nie umiałam odejdź już,Nie chcę byś widział, jak płaczęA gdy będziesz daleko,O jedno tylko proszę,Pamiętaj patrząc w gwiazdy,Że kocham Cię Once out of nowhere,With the sunrise,I came I met you,Tuned inChose his that, whenWhen I only know,I gave the whole,Even then, I needed protected me, you,Because only the palm of your handI could find warmth to flourish soFor youAnd to be only remember that when that dayI woke up,And next was youI felt ashamed,It was stupid to today she did not understand,As for his own prideI could hurt youI apologize for the fact thatBut I lied,For being harmedAnd today is no longer important that I loved,That you were everything to me what he go away quietly,Calmly leave me,Leave me alone,Because I deserve and be happy,Happy or,As if,Once something bad has happenedTo go back, I'll sorry for all thatI could not go away now,I do not want you to see me cryAnd when you're far away,One thing I ask,Remember looking at the stars,I love you Pobierz PDF Kup podkład MP3 Słuchaj na YouTube Teledysk Informacje Read more on Słowa: Iga Porada Muzyka: Henryk Tarda Rok wydania: brak danych Płyta: brak danych Ostatnio zaśpiewali Inne piosenki Iga Porada (1) 1

gdy w kościele róż tysiące tekst